wtorek, 3 listopada 2015

Bieg drugi: nocą z Sopotu do mola w Brzeźnie

Mamy 3 listopada 2015 roku, godzina 18.30, około 5 stopni Celsiusza, lekka wieczorna mgiełka.
Pobiegłem tą samą trasą jak podczas pierwszego biegu, z tym że dotrarłem do mola w Brzeźnie i stamtąd wróciłem.
Po to abyście Państwo mieli pełniejsze wyobrażenie o trasie, o je uniwersalności, starałem się robić zdjęcia w tych samych miejscach co podczas dziennego biegu.
Przepraszam za jakość zdjęć, jednak nie nie bardzo przypominam wojownika Ninja biegającego ze statywem na plecach i lustrzanką z odpowiednimi obiektywami. Wiadomo, mała dziurka w aparaciku, ISO 1600 - więc duże ziarno.

Zaczynamy. Jak poprzednio trasa z domu do hotelu ścieżką łączącą ulice 3 Maja i Polną.





Kolejne trzy zdjęcia to Błonia sopockie. Zjawiskowa łuna nad drzewami to światła i reflektory Ergo Arena gdzie pewnie odbywa się jakaś duża impreza. Wiem, zdjęcia wyglądają dosyć ponuro, jednak zapewniam, że jest absolutnie bezpiecznie.
Jestem już trochę rozgrzany biegiem w dół, więc trochę rozciągania się, trochę pompek i w drogę.




Docieram do hotelu, czeka na mnie nikt (po niemiecku brzmi to zgrabniej) kogo mogę ze sobą zabrać, więc ruszam dalej.





Po 100 metrach ląduję na Alei Wojska Polskiego i truchtam w kierunku Gdańska



Znajome wejście na plażę nr 33, ciemno jak w ...., niemniej zanurzam się w mroku odrobinę macham odnóżami oraz odwłokiem.


Kilometr dalej (chyba) mijam po prawej stronie hotel Mera uroczo oświetlony.


Oto dowód na to, że byłem w innym mieście.


I dalej, już w Gdańsku.


Potok Oliwski z trzema mostkami (widać tylko dwa).







Ścieżka do Gdańska i moment w którym możemy odbić do parku Regana ....


.... który zaczyna się tam, tam gdzie świecą cztery latarnie.


A ja jak B, Łazuka (z brechą za torami tramwajowymi) za światełkami podążam do mola w Brzeźnie


Oto ono. Zwieńczenie mej nietoperzej, nocnej męki. Ręce mi się trzęsą (choć nogi bardziej), więc zdjęcia mogą być niewyraźne.






Jest już 20.00, zimno - a jak widać - ludzie są. Nie widać - acz radzę uwierzyć, że fanatycy machania rączkami i nóżkami też występują - choć tego akurat nie widać.


A teraz uruchamiamy wyobraźnię, ponieważ na pierwszym zdjęciu (myślę o tej czarnej plamie niżej) widać oświteloną ścieżkę do parku w Brzeźnie, a jeszcze niżej, na zielono mruga zielona latarnia sygnalizacyjna, przy której byłem uprzednio.



Kto pamięta z poprzedniego posta drzewka przez które prześwituje rozpraszające się w mgle światło porannego Słońca, ten może porównać z tymi samymi drzewami nocą.




Dość tego dobrego! Czas powalczyć o życie w drodze powrotnej.


Droga powrotna wygląda troszkę inaczej. Gdzieś po drodze ładny widoczek (przynajmniej dla mnie)...


... i jeszcze jeden ...

Ups..., leżę. Mokre liście, tak się kończy patrzenie przez telewizorek aparatu zamiast przez okulary...



... ale jak się już leży i moknie od spodu, to grzech nie wykorzystać poślizgu.

jeszcze kilka fotek z drogi powrotnej. Na pierwszej potok oliwski,


na drugiej znowu liście,



Wreszcie koniec. Okolice hotelu, po lewej (coś tam widać) - park linowy, na wprost koniec (albo początek - zależy jak się patrzy) ulicy Polnej. 


Stąd już tylko kilometr do domu. Wanna z gorącą wodą (jak sobie naleję). Kolacja. Ciepłe łóżeczko.

W najbliższą przelecę się bez względu na pogodę w drugą stronę - do Parku Północnego - do granicy z Gdynią Orłowem. Zabiorę camera obscura i zobaczymy co wyjdzie.

Mam nadzieję, że tych parę zdjęć przekona Was, że listopadowy wieczór też może być uroczy i interesujący dla lubiących odrobinę ruchu.