sobota, 31 października 2015

Bieg pierwszy: Sopot - Gdańsk Nowy Port

Zapraszam na pierwszą bieganą wycieczkę z Sopotu do Gdańska (Nowy Port)


Dzisiejsza trasa liczy około 6.5km (w jedną stronę). O tej porze roku jest szczególnie przyjemna, gdyż temperatura do biegania jest wyśmienita (nie jest na tyle ciepło aby się zgrzać i nie na tyle zimno aby się szczególnie ciepło ubierać).
Do niedawna nie można było dojść (dobiec, dojechać) do samego portu. Chyba od zeszłego roku to się zmieniło, można dotrzeć do samej latarni portowej.
Po drodze miniemy molo w Brzeźnie, poza sezonem spokojne, zachęcające do relaksu.


Sobota, 31 październik 2015r. Godzina 7.30.
Wstałem, jak zwykle o 6.30 i usłyszałem zgrzytanie. Moich własnych kości. Z jękiem zwlokłem się z łóżka patrząc z zazdrością na resztę chrapiącej rodziny.
Jednak widok pięknego Słońca mrugającego do mnie zza okna dodała mi odrobiny optymizmu.
Więc do dzieła:

  • kawa
  • spodenki
  • dresy (bez kompresorów)
  • buty do biegania
  • słuchawki z Ramstein, Obersclesien i Mozzartem (świetne połączenie - prawda?)
  • camera obscura
dwa przysiady na pierwszą rozgrzewkę - i w drogę.

Pogoda: Słońce, 4 stopnie Celsiusza, lekka mgła wprowadzająca lekką tajemniczość do poranka.
Biegnę do hotelu (1 km).
Po drodze takie widoczki:


Jest to wybudowana w zeszłym roku piękna ścieżka rowerowa, rolkarska i oczywiście spacerowa, łącząca ulicę 3 Maja z ulicą Polną.


Trzeba troszkę uważać, ponieważ jest trochę ślisko na liściach.

Na jej końcu widać już powoli sopockie Błonia (też nowe)



Droga jest świetna dla mnie na pierwszą rozgrzewkę, ponieważ prowadzi lekko w dół. Za chwilkę dotrę na miejsce pierwszej mojej Golgoty - czyli sopockie Błonia przy ulicy Polnej:


Błonia, jak nazwa wskazuje są idealnym miejscem rodzinnych spotkań, można tu pograć w dowolną piłę (pod warunkiem, że ma się własną infrastrukturę słupkowo siatkową), bule i tak dalej.


Tutaj niestety czeka mnie pierwsza prawdziwa rozgrzewka rodem z uwielbianego przeze mnie Kendo: rozciąganie mięśni nóg, rąk, skłony, skręty i kręcenie otumanioną głową. 50 pompek w dwóch turach.
OK. biegnę dalej:


I docieram do hotelu Flaming.
Chętnych zabieram ze sobą. Można wybrać się ze mną w większych grupkach. Część osób może jechać na rowerach (ścieżka rowerowa biegnie równolegle do pieszej).


Łyk wody w restauracji i ruszam w kierunku Gdańska. Oczywiście - jak widać - biegnę alejką niemiłosiernie zazdroszcząc mijającym mnie rowerzystom.


Z lewej strony, zza wierzby wydmowej przeziera morze


Po dwustu metrach docieram cudem jakimś do drugiej Golgoty, czyli wejścia na plażę nr 33. Jest to miejsce bardzo sympatyczne, gdyż na plażę prowadzi drewniany chodnik na którym można się położyć celem dalszego umartwiania się (tyłek na deskach, reszta do góry - i tym podobne).



Gdy leżymy z głową we właściwym kierunku, przez pot zalewający oczy, możemy dostrzec wodę, niestety lekko słoną (ale mniej niż pot ściekający z czoła).


Ci którzy przeżyli, mogą ruszyć dalej.




Dobiegamy (dotruchtowywujemy, dopełzamy) do miejsca gdzie na chwilę rozchodzą się ścieżki rowerowa i piesza.



Serce rośnie - zdecydowanie zmienia się kultura wypoczywania w narodzie - po drodze spotykamy dziesiątki biegających ludzi, w różnym wieku, różnie ubranych. Łączy nas jedno - ta sama męka na własne życzenie.







Na naszej trasie znajdziemy trzy (jeżeli dobrze pamiętam) wodopoje dla spragnionych. Niestety, o tej porze roku już nieczynne.




Docieramy do przepięknego miejsca - potoku Oliwskiego. Niestety jest to jedyne takie miejsce na naszej trasie. Piękne również w nocy (inny blog).



Znajdują się tutaj trzy urokliwe mostk z których roztaczają się niezłe widoki.

i

A oto moja kolejna \Golgota. Trawę którą widzicie z daleka, oglądam w ciągu 5 minut wiele razy (a to bliżej - 1cm, a to dalej - 30 cm).




Potem długo próbuję przezwyciężyć grawitację, a jak się uda to ruszam dalej.




W pewnym momencie (jest to mniej więcej trzeci kilometr) w prawo odbija dukt którym możemy dojść (dojechać) do kolejnego unikalnego miejsca - parku Regana. Pokażę to miejsce w kolejnej wycieczce.



A my dalej prosto - wzdłuż morza



Pięćset metrów dalej znajdujemy molo w Brzeźnie. Polecam. Oczywiście trudno je porównać do mola sopockiego, niemniej ma swój niepowtarzalny klimat. Po pierwsze - nie jest komercyjne. Po drugie - wejście jest bezpłatne. Po trzecie - nawet w sezonie jest tutaj o wiele spokojniej niż na sopockim molo.
Trochę podobne do tego jest molo w Gdyni Orłowie - lecz to yeż będzie inna wycieczka.
Niżej kilka fotek na i z mola oraz okolicy.




Na horyzoncie majaczy cel naszej męki - Nowy Port.


A z lewej strony - początek wycieczki - czyli Sopot


I autor na piasku... (ten pionowy, krótszy i grubszy)




A tak wygląda ląd z głowicy mola.

Biegnąc dalej można spotkać wiele takich zjawiskowych obrazków:


To samo, lecz z dalsza:


Dalej ścieżki (piesza i rowerowa) do Gdańska



Docieramy do pięknego parku Brzeźnieńskiego im. J. Hafnera. Tym razem przebiegniemy przez niego, lecz mając więcej czasu, można go pozwiedzać (warto!), chociażby z powodu obiektów militarnych tam się znajdujących.
Niżej, nowy deptak prowadzący do morza.


Oraz ścieżka przez park




Docieramy do umocnień artyleryjskich.




Niezainteresowani przelewaniem krwi mogą w tym miejscu również przelewać pot.



Dalej, przez park. Wbiegamy na przyjemną drogę szturowo -piaskową


Jeszcze parę jesiennych obrazków z parku:



Cel podróży na horyzoncie - Nowy Port i majacząca niewyraźnie zielona latarnia (czyli prawa dla statków wchodzących do portu)



Akurat z portu wypływa chyba mały holownik


Biegniemy ścieżką mając z prawej strony ogrodzone siatką tereny industrialne, a z lewe oczywiście morze.


Hurra! Żyję! Dotarłem do celu. Jesteśmy na samym cyplu. Jest też nasza zielona latarnia sygnalizacyjna.


Nie do wiary. Stamtąd przybiegłem. W oddali majaczy przez mgłę Sopot.


To samo, lecz z większej perspektywy.


Jeszcze poobracam się dookoła robiąc kilka fotek. Widzimy trochę infrastruktury portowej, dźwigi stoczniowe itd.







Niżej, fragment ścieżki którą przybiegłem, patrząc od strony latarni sygnalizacyjnej. Zaraz pobiegnę nią z powrotem, tym razem nie zatrzymując się już. Dosyć pompek i innych wygibasów na dzisiaj.



Jeszcze kilka luźnych fotek ścieżki, lecz zrobionych już w drodze powrotnej





Nadzieja rośnie, za trzy kroki będę w Sopocie. Mam ze sobą 10zł, więc w razie czego mogę doczołgać się do jakiejś taksówki...



Jednak nie, docieram do hotelu o własnych siłach





Podsumowując, trasa około 14 km (dla mnie 16 gdyż muszę jeszcze dotrzeć do domu i zrobić śniadanie domowym leniom po drodze kupując bułki). Łatwa. Bardzo przyjemna z pięknymi widokami. Polecam tę trasę również wieczorem - może poza ostatnim etapem czyli parkiem Brzeźnieńskim.

Oczywiście, można ją przebyć na rowerze, rolkach lub po prostu przejść. Jeżeli chodzi o rolki, jedynym problemem jest pokonanie odcinka sopockiego, gdyż ścieżka wyłożona jest na tym odcinku kostką i trochę dzwonią zęby (wiem - bo w zeszłym roku jechałem).
Zapraszam do kolejnego wpisu, również biegowego, lecz zupełnie innego.