sobota, 12 grudnia 2015

Trzecia wędrówka, Sopot - Gdynia Orłowo

Trzecia wycieczka jesienna - tym razem na trasie  Sopot - molo w Gdyni Orłowie.

Tym razem spróbuję przekonać do walorów kierunku zachodniego, Sprawa oczywiście dyskusyjna, który kierunek jest lepszy, ładniejszy, ciekawszy, Ja preferuję drugą stronę, lecz rzecz gustu. 
Zaczynając wycieczkę od okolic ulicy E. Plater musimy pokonać bardziej zatłoczoną alejkę, przebić się przez molo i okolice Grand Hotelu. Potem jest już bardziej kameralnie.
Ale po kolei:


Trasa liczy około 5-6 km w jedną stronę, z tym że w jedną stronę podążamy od potoku Swelinii plażą, z powrotem zaś przez park w Kolibkach (czyli trasą rowerową).

Na początek, ładny zakątek - okolice Muzeum Sopotu - Willa Claaszena na ulicy Księcia Józefa Poniatowskiego,


jesienna alejka przy Muzeum


oraz wejście na plażę (tamże)



jesienna plaża. Pusto.


W oddali, po lewej stronie majaczy molo wraz z mariną.


lecimy dalej w kierunku sopockiego molo


po lewej stronie, równolegle do deptaka biegnie ścieżka rowerowa. Teraz jest fajnie, nie ma szaleńców którzy pojechali zabić siebie i innych gdzieś indziej... Jakoś w narodzie naszym taka mania jest, że jak już cokolwiek kupić co ma przynajmniej jedno koło, to trzeba gnać, nawet jakby miało odpaść.


dotarliśmi do parku Marii i Lecha Kaczyńskich, po prawej mamy Hotel Chiński (Zhong Hua), na wprost majaczy Skwer Kuracyjny po prawej stronie którego zaczyna się molo.



Plac Kuracyjny


z Domem Zdrojowym (po lewej stronie)


Opuszczamy Plac Kuracyjny i suniemy lekko dysząc w kierunku Parku Północnego. Po lewej stronie - Grand Hotel




i początek Parku Północnego.





wraz z elementami które powinny w nas wzbudzić coś (chyba, że służą do czegoś innego - może ktoś to po prostu zgubił?)


Niżej przymocowałem zdjęcie planu Parku Północnego (poglądowo)



Kilka słów o Parku Północnym. Starsze pokolenie (oraz to nieżyjące już) pamięta, że były tu północne łazienki. Może nie takie jak konotujemy teraz, niemniej ludzie się tu przebierali i zażywali wszelakich rzeczy.
Teraz owych łazienek już nie ma, dwa lata temu rozebrane zostały resztki. Jest natomiast park który można lubić - lub nie. Ja niespecjalnie za nim przepadam, gdyż sprawia wrażenie wilgotnego, lekko ponurego. Lecz to tylko moje odczucie.




Na pewno jest starannie zadbany, ma ładne trawniki i ciekawe sportowe wyposażenie. Jest tu małe boisko, fitness (jak to nazwać po polsku?) na powietrzu oraz (kawałek dalej) kilometrową ścieżkę rolkarską).


O, widać ją tutaj ...


biegnie po lewej stronie deptaka, ma kształt elipsy z kilkoma cięciwami, tak aby każdy mógł dobrać sobie odpowiadającą mu długość męki na kółkach przymocowanych do stóp.


Biegnie się uroczo, lekko ponuro, trochę wilgotno - na pewno klimatycznie,


co jakiś czas widzimy odbijające odcinki ścieżki rolkarskiej.


Sorki, niektóre zdjęcia są poruszone, lecz robię je w ruchu, poza tym ręce mi się trzęsą ze strachu.


Kapliczka Chrystusa Frasobliwego. Wykonana przez górali z Witowa. Chrystus wypatruje rozbitków na morzu.




Podążamy dzielnie naprzód...


mijając po drodze mostki i strumyczki,


teren staje się coraz bardziej mokry i bagnisty, w pewnym momencie scieżka staje się drewniana i biegnie na palach nad trzęsawiskiem.




Widać po bokach błotne kałuże,


kolejne strumyczki cieknące do morza.




Koniec Parku Północnego. Dotarliśmy do plaży. Oraz do granicy Sopotu i Gdyni. Jest to zarazem przedwojenna granica polsko-niemiecka. Tutaj stał posterunek graniczny w którym pilnowano granicy wyznaczonej mocą Traktatu Wersalskiego.





Miejsce w którym jesteśmy nazywa się Jarem Swelinii. Swelina to strumień wypływający ze wzgórz morenowych otaczających Sopot (i część Trójmiasta). Bardzo malowniczy, co może zobaczycie na kilku kolejnych fotkach.





Po lewej stronie widzimy pnącą się w górę ścieżkę rowerową (schodki). Tędy będziemy wracać z Orłowa.


Po prawe zaś biegnie ścieżka do Orłowa wzdłuż plaży. Raczej piesza, gdyż rower może nam utknąć w piasku.


Ładny przyrodniczy widoczek (chyba?)


i rzeczona ścieżka rowerowa (rowery lubią schody - prawda?).


Jesteśmy na plaży. (Wyjście 20. Gdynia)


Jeszcze rzut oka dookoła. Parę fotek.




Ścieżka do Gdyni. Na początku jest tak:


Potem tak:


Daleko, widać już Orłowo, a po drodze biegniemy wzdłuż klifu. Niestety, bieganie po plaży ma swoje wady. Otóż piasek jest twardy i stabilny tylko tam, gdzie obmywany jest przez morze, trzeba więc ciągle robić uniki aby mieć przynajmniej trochę suche buty (i spodnie). Niestety, bieg taki przypomina ucieczkę osoby bardzo nietrzeźwej, poza tym efekty są znikome. Woda chlupie przy każdym kroku.



Z tyłu, nad Gdańskiem usiłuje mi pomóc Słońce, lecz marnie to wychodzi.


Koniec końców ląduję na starej ścieżce pokrytej asfaltem (nieco starawym i dziurawym) z licznymi kałużami, więc jest może bardziej twardo, ale i tak mokro. Trochę inny stopień zasolenia wody w butach.


I kolejny wodny ciek - tym razem Potok Kolibkowski snujący się do morza.



Niestety, musimy się wspiąć po schodkach na skarpę i jesteśmy już w cywilizacji rozciągającej się do orłowskiego mola.


Molo już widać..


i widać też samo Orłowo.

Podobno (nie czytałem - słyszałem), władze przedwojennej Polski chciały z Orłowa uczynić kurort, przeciwwagę dla Sopotu. Czy to się udało? nie sądzę. Na pewno zabrakło czasu. Resztę załatwiła komuna. Orłowo jest ładne, dosyć przytulne. Molo jest również ładne. Osobiście wolę jednak molo w Gdańsku Brzeźnie może dlatego, że wchodzi się na nie wprost z lasu (parku), jest zagubione w przyrodzie. Orłowskie jest jednak również ładne. Dziwię się zawsze tłumom ludzi pchających się w sezonie na molo sopockie (za które trzeba w dodatku zapłacić).





Niżej widoczki z ostrogi mola na Gdynię, Orłowo oraz Gdańsk i Sopot









I jeszcze ktoś porysował nam niebo (UFO?). Z pewnością nie jest to ślad po samolocie bo nic nie leciało.



Wracamy.


Znów tą samą dróżką,


z widokiem na zatokę,




po drodze mijamy schodki którymi pięliśmy się z plaży na skarpę...


W drodze powrotne przebiegniemy nie przez plażę, lecz górą przez park w Kolibkach przy zespole dworsko - krajobrazowym. Na początek znakomicie ułatwiająca życie nowa kładka nad potokiem oliwskim (pieszo rowerowa)





z której widzimy mały landszafcik na rzeczony potok




i dalej przez park



w oddali widoczne zabudowania zespołu


a my dalej i dalej i dalej...




ścieżka piesza i rowerowa razem. Ostry zjazd w dół. Kiedyś na rowerze trekingowym wypracowałem tu 42 km/h, ale nie było to przyjemne, gdyż przegryzła mi się linka do tylnego hamulca, a przednim bałem się hamować na grubym szutrze.

Dalej ścieżka przez las


i schodki prowadzące na (i ze) skarpy. Schodki te widzieliśmy parędziesiąt fotek wcześniej.



Jeszcze ostatni widoczek na potok Swelinii (lub Sweliny - na prawdę nie wiem jak to odmieniać). Nazwa z pewnością starosłowiańska, zresztą niedaleko stąd, przy ulicy Haffnera jest słowiańskie zresztą grodzisko z okolic X wieku.
Mała osobista dygresja - jestem zapalonym przeciwnikiem wpływu człowieka na tak zwane globalne ocieplenie klimatu. Słynna sopocka skarpa (około 500 m od morza) jest niczym innym, jak właśnie klifem. Nasi przodkowie gród swój mieli opalowany z trzech stron, co świadczy o tym, że siedzieli na górze, pili Żywca, słuchali zrzędzenia białogłów, wędkowali a u stóp morze może (na pewno) mieli. Tysiąc lat temu poziom morza był o metr wyższy niż teraz. A elektrowni węglowych i hut było trochę mniej niż teraz. Samochodów też...


Mam nadzieję, że kolejny raz udało mi się w nieudolny sposób zainspirować Was do spędzenia aktywnie czasu poza sezonem.

Jest tutaj kilka miejsc ciekawych, klimatycznych, interesująco poznawczych. W sezonie nie sztuka tu przyjechać (znacznie gorzej zaparkować. Wiele miejsc możemy pokazać (za wyjątkiem Galerii Bałtyckiej i Riwiery - bo tam czuję się kompletnie zgubiony i nie gwarantuję bezpiecznego powrotu).

Pozdrawiam, Jarek